Haru już prawie u nas!

PitaPata Dog tickers

niedziela, 25 lipca 2010

Kogo bardziej?


Kilka dialogów z życia. Było więcej, ale moja pamięć jest do kitó.


*Bartek się tuli*

B: borze, dziewczyno, jaka Ty jesteś ciepła. Załatw sobie klimatyzację.

M: Nie nabita.

B: Oj nabita, nabita. *klepie po moim brzuchu*

M: Ciesz się, że odgrzybiona.

***

Bądź zabawa w 'Bartka-dziewica'. Turlalalamy się bessęsu po łóżku, po czym B. stwierdza, że on jest dziewicem i boi się seksu. Klepię go parę razy w tyłek. B. cichym głosem dochodzącym z poduszki:

-Chyba doszedłem.

***

Poza tym, było dużo wina (za każdym razem muszę pokazywać dowód!!), jezior, słońca, pizzy, spania, 'Jak poznałem waszą matkę', Kinder Bueno White i Koli Zero. Było błogo i słodko. Jeziora na Mazurach są czyściutkie, ludzie mili, wszystko było zaskakująco tanie. Mazurska Noc Kabaretowa wyborrrna. Nocowanie w samochodzie było milusie. Mankament- Bartek po zaśnięciu zaczyna zajmować 3 razy więcej miejsca i przyjmuje pozycję 'na supermena'. Rozrasta się jak bluszcz, i niewiadomo kiedy, jestem na skraju. Przesunięcie Sierściucha- mission impossible.

Moi rodzice (oraz wszystkie ciocie) zakochali się w B. bezgranicznie. 'Barteczku', buzi-buzi, Bartuś lubi grochóweczkę, a to całą salaterkę mu, i pozdrów Bartusia, a kiedy to Barteczek jeszcze przyjedzie...?! Kapciuszki trzeba mu kupić, bo przecież nie będzie boso po domu chodził!

Poza tym- siedzieliśmy dzisiaj z rodzicami, a mama: 'Madziu, zabierz Bartka na górę, pewnie chcecie zostać sami'.

I dostał swój własny pokój. :x

***

Przy pożegananiu:

M: Oni Cię kochają.

B: Nie martw się, Ciebie też kochają.

M: Zastanawiam się, kogo bardziej.

środa, 14 kwietnia 2010

Słabo.

Słabo jest:

1. Kiedy słucham dołującego 'Death Cab for a Cutie- Transatlancism'.

2. Kiedy kupuję 2 l koli zero i obalam je bez odrobiny satysfakcji.

3. Kiedy nie dogaduję się z ukochanym z powodu drobnostek, pierdół, nieporozumień i nadinterpetacji.

4. Kiedy inna bliska osoba mnie opuszcza.

5. Kiedy myślę, że przecież byłam na to przygotowana od wielu tygodni.

6. Kiedy jednak okazuje się, że nie byłam.

Przyjechałam do Warszawy pełna motywacji, ambicji, jak podekscytowane dziecko chłonęłam atmosferę stolicy, tak różną od małego, zaściankowego Radomska. 'Oto zaczynasz prawdziwe życie'- myślałam sobie, nucąc buntowniczy kawałek Simple Plan "When I'm Gone". Oto przybywam do miejsca, w którym czułam się swobodnie jak nigdy, w którym otwierają się nowe możliwości i perspektywy! Poznam nowych ludzi, będę się uczyć nowych rzeczy, zacznę być dorosła, BOŻE BOŻE BOŻE. Trochę się bałam się. Ale hej, kto by się nie bał? 19 lat radomszczańskiego zastoju i nagły skok na głęboką wodę.

Przyszło wszystko to, czego pragnęłam. Odzyskałam kontakt z mamą, bratem, dostałam wymarzoną uczelnię, poznałam ludzi podobnych do mnie, spotkałam wymarzonego chłopaka. Kiedy mówiłam, że jest mi cudownie, i to najszczęśliwszy okres mojego życia- nie kłamałam. Natężenie szczęścia było ogromne.

Jednak bywały- i bywają- "chwile warszawskiego smutku". Że samotność atakuje Cię z każdej strony. Że nie wiesz, do kogo masz się odezwać. Albo inaczej- że nie masz do kogo się odezwać. Że brakuje Ci tego, co było takie pewne i stabilne w Radomsku- przyjaciele. Wieloletni, sprawdzeni, nie dobrzy znajomi, ale przyjaciele, gotowi wesprzeć zawsze i wszędzie, i zawsze bezwarunkowo.

Moje poczucie bezpieczeństwa odjechało wraz z mamą do Wrocławia. Mimo, że wzorowo przeszłam '5 etapów porzucania' (zaprzeczenie, gniew, negocjację, depresję i akceptację), dziś znów czułam bunt co do jej decyzji. Znów ją straciłam. Kolejny raz! Rozumiem jej tłumaczenie- że chce znaleźć własne szczęście, że za parę lat (ja i Dorek) ją opuścimy, a ona zostanie sama. Jest dorosła, to jej decyzja. Nie mam prawa jej potępiać, bo poszukiwanie własnego szczęścia uważam za priorytet. A jednak czuję żal- i to taki, że uch! prawie rozsadza mnie od środka.

I właśnie oto nadeszła chwila 'warszawskiego smutku'. Nie mam komu wylać tego składowanego od wielu tygodni żalu, więc zlewam to do bloga. Jak każdy dostanie po kieliszku mojego żalu, to wyjdzie chyba lepiej, niż gdybym miała chlusnąć komuś w twarz dzbankiem.

Na zdrowie!

'Death Cab for a Cutie- Transatlancism'

The Atlantic was born today, and I'll tell you how:
The clouds above opened up and let it out.

I was standing on the surface of a perforated sphere
When the water filled every hole.
And thousands upon thousands made an ocean,
Making islands where no island should go.
Oh no.

Most people were overjoyed; they took to their boats.
I thought it less like a lake and more like a moat.
The rhythm of my footsteps crossing floodlands to your door
Have been silenced forever more.
The distance is quite simply much too far for me to row
It seems farther than ever before
Oh no.

I need you so much closer

sobota, 12 grudnia 2009

Maraton

Przepraszam panie Żołądek, ale skąd ja mogłam wiedzieć, że duży popkorn, którego więcej niż połowa i tak nie została zjedzona (konsumencka dusza cierpi!), tak na Ciebie wpłynie? Nie jadłam tego szitu z milion lat, więc skąd mogłam przypuszczać, że Tobie się to nie spodoba, no sam powiedz? Tak, wiem wiem, litr rozwodnionej w pizdu koli też miał swój wpływ, no ale proszę Cię, panie Żołądku, tak się fochować o byle pierdołę, przecież już przeprooosiłaaam...!

***

Tak. Maratony filmowe mają swój urok. Oglądasz dużo za mało, i to jest piękne, i jesz o dużo za dużo, jeszcze płacąc za to o wiele więcej niż za dużo (1l koli za 10zł).

Kinia oczywiście dała popisy. Wchodzimy do sali kinowej:
"Chodź tam na bok, to się w spokoju poprzytulamy".
Znalazłyśmy przytulny kącik, ludzie się pałętają, komentarz panny K.:
"Co oni się tu pchają do zadeklarowanych lesbijek, złap mnie za tyłek, może się przestraszą".

Sobie z Kinią zobaczyłyśmy 'Przerwane objęcia' Pedro Almodovara (było ciekawsze, niż myślałam, że będzie), następnie 'Kac Vegas' (film jednorazówka- nie będę go za długo wspominać, ale ten tygrys w łazience...!), a następnie 'Tatarak' Andrzeja Wajdy...

***

Tatarak. Borze, jak ja się wynudziłam (i troszku wyspałam). Już pierwszy monolog Jandy mnie zabił. To taki tani chłyt marketingowy. Polski chłyt. Aktorka stoi, oczywiście z papierosem w ręku, i opowiada o swoim zmarłym na raka mężu. Oczywiście mówi to bezemocjonalnym głosem, co wytwarza tak gęstą iluzję patosu, że możnaby ją nożem kroić. Po pierwszych 5 zdaniach byłam znudzona...

I ten durny papieros. Zmusił mnie do przemyśleń. Czemu wszyscy wielcy i szanowani artyści muszą palić te durne papierosy, a najlepiej jeszcze dodać do zestawu picie i ćpanie. Czuję się skrajnie nieartystycznie, będąc wolna od tego typu nałogów.

Kakao i kola. To nie jest artystyczne.

***

I wracamy sobie z Kinią około 5 rano, patrzymy sobie na PKiN i gadamy o masturbacji. Kominek donosi, że: a) rocznie witamy się z 6 facetami, którzy masturbowali się i nie umyli rąk, b) rocznie witamy się z 11 kobietami, które masturbowały się i nie umyły rąk.

I gadamy o nijakim B. i K., totalnych luserach z naszej uczelni, którzy zarywali do panny K., że być może zabawiają się w zaciszu z nią na myśli... reszty rozmowy nie przytoczę, bo żal.pjwstk.edu.pl.

Pudzian zmiażdżył Najmana. Moje poparcie dla Pudziana było w tej kwestii decydujące, oczywiście. Najman po prostu przestraszył się wygrać, widząc mnie oczami wyobraźni...

***

Idę spać. Może żołądek przestanie się bucować.

niedziela, 25 października 2009

Mikołajek :)

23 października o godzinie 19.35 na świat przyszedł Mikołaj, mój nowy braciszek (stary mi się już przejadł :). Mierzy całe 56 cm, waży 3300 g, i w sumie duży byku (chociaż w porównaniu z pewnymi osobnikami o wadze urodzeniowej 4100 i 5120... okruszek można by rzec. :P ).

Swoją drogą, to nawet zabawne zdarzenie. Tak, bo w mojej rodzinie nic nie może w sumie wyglądać poważnie, niee, nawet taka rzecz jak poród. Więc do historii przeszły już teksty:

'Nie mów Adasiowi, ale mama chyba rodzi'.

'Ale mama powiedziała, że nie mam mowy,  bo teraz farbuje włosy' (swoją drogą, zdążyła je naprawdę ufarbować, i jeszcze się wykąpać, i spakować...! :O Nigdy nie traci zimnej krwi...)

Albo tekst do pielęgniarki: 'Dobry wieczór, przyszłam urodzić'. :D

Bądź też słynna rozmowa z młodym lekarzem na samym początku (KULTOWY DIALOG!)

Mama: Dobry wieczór, 38 tydzień, trzecia cesarka, skurcze co 6 minut.

Lekarz: Jakby to powiedzieć... o k*rwa.

W sumie, miałam dużo wątpliwości związanych z nowym bratem. Nadal mam, ale zbladły niemożliwie. Co z tego, że będę wiedziała, o której wstaje słońce... Po prostu nie daję rady, kiedy patrzę się na taki cud. Malusieńki, różowy, bezbronny, po prostu magia... Nie można go nie kochać, no nie można!

Chyba się zaraz roztkliwię. D:

Poza tym. Dawno nie było tak dobrze. Jest tak dobrze, że zaczyna być źle, ale tylko w mojej chorej głowie. Z powodu zbyt wielu myśli, rozważań i kombinowania, zbyt wielu pytań, które stawiam całkowicie niepotrzebnie. Przecież nie wolno 'dręczyć się tworami wyobraźni'. Przecież wystarczy wrzucić na luz. Płynąć z prądem.

I w ogóle chill out i uszy do góry. :) 

piątek, 7 sierpnia 2009

Reklama

Wykorzystam mojego bloga, by zareklamować moje kocięta! Otóż, mam na wydaniu 3 słodkie, puszyste kulki, pochodzące z mojej wieloletniej, kociej rodziny. Ich matka jest bowiem wnuczką kotki, która jest już z nami 12 lat (została zatem prababcią)! To prawdziwy koci rekord. :)

Jak wspomniałam, mamy na wydaniu 3 kocięta: chłopaka i dziołszkę o umaszczeniu szarym w prążki, oraz czarnego chłopoczka. Poniżej przedstawiam opis każdego (prawdziwi z nich indywidualiści).

Pierwsza będzie koteczka:


Prawdopodobnie była pierwszym kociakiem, które przyszło na świat. Wśród tej trójki jest dominująca- najbardziej odważna, ciekawska, skora do zabawy. Prawdziwa pionierka - jako pierwszej udało jej się wejść na drzewo. Je również najwięcej z całego towarzystwa. :) Zdziwilibyście się, ile takie maleństwo potrafi pochłonąć!

Drugi jest czarny chłopiec:


Ciężko mi go oddawać, bo najchętniej zatrzymałabym tego gagatka. Z całej trójki właśnie jego podejrzewam o największy potencjał i inteligencję. Może wlazł na drzewo jako drugi, ale wiedział za to, jak z niego zejść. :) Najmniej płochliwy. Naprawdę, sprawia wrażenie kociego inteligenta. W dodatku jest rozbrajający, czaruś jeden. :3

I pręgowany chłopak, na zdjęciu z dumną, choć zapewne wycieńczoną, mamusią:


Jego cechą charakterystyczną jest plamka na nosie. Jest troszkę płochliwy, ale sądzę, że to kwestia czasu, zanim przyzwyczai się do nowego właściciela. Nieśmiały, i widać, że będzie z niego mały leniuch. Pierwszy do wylegiwania się pod świerkiem, na schodach, ławce... właściwie gdziekolwiek. :P I pieszczoch. :3

Dobra wiadomość- kociaki będą odrobaczone. Skłonna jestem nawet zapłacić za pierwsze szczepienie, byle tylko znalazły dobry dom i kochających właścicieli.

Zła wiadomość- jeżeli nie znajdę dla nich domów, będę musiała oddać je do schroniska (we wrześniu najpóźniej). Nie mam właściwie innej opcji, bo wyjeżdżam na studia i nie mogę ich zostawić rodzicom na głowie, wzięcie ich ze sobą też odpada.

Dlatego- jeżeli znacie kogoś, kto chciałby mieć kochające i oddane zwierzątko, w dodatku niezbyt uciążliwe- popytajcie. Ale zanim mnie poinformujecie- upewnijcie się, że chętny naprawdę JEST CHĘTNY i godny zaufania. Zależy mi na tym, bo te kociaki zasługują na to, co najlepsze.

Liczę na wszystkich ludzi o dobrym sercu!

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

art dump

Long time no see!

Ostatnio zarejestrowałam się na LiveJournal, chcąc zamieszczać tam szkice i prace niewarte wstawiania na deviantArt i digArt, jednak nie czuję się na siłach, żeby prowadzić dwa blogi. Już ten idzie mi koślawo i kulawo, a do tego drugi i po engliszu. Nie, dziękuję, postoję.

Zdecydowałam, że jak będę coś miała, to będę wrzucała tutaj. A co, zabroni mi kto? Mój blog- moje zasady. Zawsze chciałam to powiedzieć. :3

No, to pierwsze co wrzucę, będzie drugą pracą z serii "Hiperrealizm". Nie chciało mi się za dużo przy niej babrać, dlatego daję, ile udało mi się z siebie wydusić. Nie było poprawiane w Photoshopie, bo nie mam już kompletnie serca do tej dziołchy. Ale pewnie i tak włożę ją do teczki.

Dalej, moja niedawna obsesja, czyli futbol amerykański. Niedowiary, że tak barbarzyński sport mnie kręci. Wszystko przez mangę (tak tak) 'Eyeshield 21' oraz filmy, między innymi 'We Are Marshall', 'Friday Night Lights' czy 'Remember the Titans'. Obrazek powstał na spotkaniu z p. Schmidtem (kurczę, prawie tok temu) i następnie został pobazgrany (nie lubię słowa pokolorowany) w Photoshopie i SAIu.
Ostatnia obsesja: HETALIA. Czyli państwa przedstawione jako ludzie. Mój ulubieniec: Anglia. Nie wiem czemu, ale Polska jest frustrujący. I przy naszej narodowej homofobii nie wiem, czy jego przebieranki w sukienki uszłyby płazem.
Nawet mi się podobał szkic. Teraz też mi się podoba. Ale rzecz raz porzucona rzadko wraca do obiegu...

I moja ostatnia zabawka: program EasyToon, służący do robienia animacji. BARDZO PROSTY, ale niesamowicie dobrze się nim bawię. To moja trzecia animka (pierwsza i druga są doprawdy godne pożałowania).

A to czwarta. Osobiście świetnie się przy niej bawiłam i każda kolejna ramka była bardziej kretyńska od poprzedniej. :D Teraz mierzę się z programem Toon Boom Studio, ale to na razie chyba za wysokie progi...



Generalnie to tyla.

niedziela, 16 listopada 2008

Rozstanie kochanków

Jestem porąbana.

Wczoraj mojego kota kopnął zaszczyt- pozwoliłam mu spać ze mną. Był to drugi raz, pierwszy wspominałam bardzo mile (nie ma nic fajniejszego niż futrzak, który grzeje i mruczy), więc się nie wahałam.

Koło 5 nad ranem mój kochany kot obudził mnie drapaniem o drzwi. Myślę sobie: co za inteligentny zwierzak, zamiast ulec swoim czynnościom fizjologicznym tutaj, w moim pokoju, budzi mnie, by dać im upust na dworze. Jakiż inteligentny kocur!

Zwlekam się więc z łóżka, i co widzę pod szafką? Kałużę siuśków. Czyli jednak dał upust TUTAJ, w moim pokoju. Kot wyleciał za drzwi z solidną naganą (patrzył na mnie z ogromnym wyrzutem), a ja przyniosłam starą szmatę, tonę papieru toaletowego, odświeżacz powietrza i biorę się za wycieranie. Oczywiście właściciele kotów są zapatrzeni niesamowicie w swoje zwierzaki, więc sobie myślę, że w sumie, to on TYLKO nasikał, to nie żadna tragedia, nie pierwszyzna, wypadki chodzą po ludziach, tfu, kotach, i takie tam. Już prawie skończyłam wycieranie, patrzę w lewo, a tam kupa.

Nie wiecie co czuje człowiek, który wycierając siuśki swojego kota o 5 rano nagle odkrywa, że obok niego leżay coś więcej. W tym momencie pchały się na moje usta najwymyślniejsze, jeszcze nieodkryte przez ludzkość przekleństwa, dzięki którym mogłabym się jakoś zapisać w historii języka.

Jak już mówiłam, właściciele kotów są zapatrzeni w swoje zwierzaki, więc starałam się widzieć same plusy w kupie mojego kota (ha ha ha). Naprawdę się starałam.

Gdzieś przed 6 rano udało mi się skończyć wszystkie czynności (niedziela, chora pora a ja na nogach!), otworzyć okno i użyć pół odświeżacza do powietrza marki Brise o zapachu lawendy (tfu!). Wyszłam na dwór, żeby wywalić szmaty, a tam patrzę- mój kot spowrotem pcha się do domu. No, co to to nie. Kocur spojrzał na mnie oczami pełnymi niemego wyrzutu gdy stanęłam pomiędzy nim a drzwiami frontowymi, po czym odszedł ze spuszczonym ogonem.

Przypominaliśmy parę kochanków, którzy rozstają się na wieki wieków, by cierpieć z powodu niespełnionej miłości kolejne wieki wieków. Ale sądzę, że nawet najbardziej wyrozumiałam Julia nie od razu by wybaczyła, gdyby jej Romeo narobił na panele, a ona musiałaby po nim sprzątać, i to w niedzielę.

Ostatnie dni, jak zwykle, pełne emocji. Byłam w stolicy na kursie, poznałam parę fajnych ludziów, dowiedziałam się, że jestem koszmarnie nieporadna, jeżeli chodzi o farby, i że powinnam zaopatrzyć się w koszmarnie drogie akryle. I jeszcze znalazłam torbę, która zwaliła mnie z nóg, więc jeszcze analizuję zamiar jej kupna. Chociaż i tak wiem, że ją kupię, ale staram się zachować pozory rozsądku (ach, te kobiece sztuczki). Jestem już 100% pewna, że jeżeli zechcą mnie mieć w szeregach uczniów PJWSTK, to ja już natychmiast jestem chętna i gotowa. Bierzcie mnie! 8D

Tyle.